GO FORD GO ELECTRIC
Wysokie ceny paliw? Czy zakup samochodu elektrycznego rzeczywiście się opłaca?
Materiał promocyjny
Sytuacja geopolityczna nie napawa optymizmem. Ceny na stacjach szaleją, a według wielu ekspertów kolejne miesiące przyniosą dalsze podwyżki. Drożeje wszystko, więc skazani jesteśmy na zaciskanie pasa. Nie trzeba jednak bolesnych wyrzeczeń, by ograniczyć bieżące wydatki i zaoszczędzone środki przeznaczyć, chociażby na wakacje w egzotycznym miejscu. Przeprowadziliśmy kalkulację kosztów eksploatacji samochodu, aby wybrać optymalny napęd dopasowany do potrzeb.
20-30 groszy tygodniowej podwyżki
Patrząc na ceny przy dystrybutorach, można przecierać oczy ze zdumienia i kurczowo łapać się za kieszeń. Tak drogo nie było od kilkunastu lat. Litr benzyny nierzadko kosztuje już ponad 8 zł. W miarę stabilna jest wartość LPG, ale względem połowy 2021, jazda na gazie jest po prostu zwyczajnie droga. Auto klasy kompaktowej z silnikiem czterocylindrowym potrzebuje od 8 do 10 litrów na każde 100 kilometrów w aglomeracyjnych korkach. Najgorsze są jednak krótkie dystanse, gdy jednostka nie zdąży osiągnąć optymalnej temperatury roboczej. Tym samym, pokonanie 100 kilometrów pochłonie od około 64 do 80 zł. Podobnie sytuacja prezentuje się z dieslami o pojemności 1.6-2 l.
Jak znaleźć kompromis?
Znacznie częściej muszą zerkać na stan konta użytkownicy samochodów z motorami 6 lub 8-cylindrowymi. Żeby zasilić potężną elektrownię w korku, komputer pokładowy wskaże nierzadko nawet 15-18 l. Seryjny obecnie Start&Stop na niewiele się zdaje, a rachunek na stacji trzeba opłacić. Właśnie w takiej sytuacji, zaczynamy zazwyczaj myśleć o podstawach ekonomii i opuszczonych lekcjach przedsiębiorczości w liceum. W momencie, gdy codzienne obowiązki w istotnym stopniu zaczynają drenować portfel, kołacze nam w głowie narastająca konieczność zaciskania pasa.
Niełatwo iść jednak na kompromisy, ale coraz częściej są one nieuniknione. Bywają kłopotliwe, zwłaszcza, jeżeli w garażu parkujemy auto przyspieszające do setki w 5 sekund i szukamy ekonomicznego substytutu. Całkiem ciekawym pomysłem mógłby się wydawać wówczas doładowany lub podwójnie doładowany diesel V6. Znacznie lepiej wypada w trasie, choć warto wiedzieć, że statystyczny kierowca pokonuje dziennie od 20 do 30 km, więc z trasą niewiele ma to wspólnego. To oznacza, że większość czasu spędzamy w niegościnnym dla motorów wysokoprężnych środowisku. Zapycha się filtr DPF, a jego wymiana w przedstawicielu klasy premium pochłonie nawet 10 tysięcy zł. W galopującym tempie rosną też koszty serwisowania i części, które podlegają codziennej eksploatacji i wymagają corocznej wymiany - serwis klocków czy tarcz hamulcowych, płynów chłodniczych, hamulcowych i innych. Gdzie zatem szukać alternatywy?
Melodia teraźniejszości
Atrakcyjne i niezwykle korzystne rozwiązanie jest bliżej, niż myślimy. Dla wielu tematyka elektromobilności jawi się jako nienamacalna utopia. Nic bardziej mylnego. To właśnie w autach z napędem elektrycznym możemy szukać komfortowej i szybkiej alternatywy. Dodatkowo, nie mają osprzętu w postaci skomplikowanych układów wtryskowych, rozbudowanego doładowania czy wspomnianego filtra cząstek stałych, a ten obecny jest również w większości aktualnie oferowanych wariantach benzynowych. Kolejny argument to wysoka sprawność napędu. Maksymalny moment obrotowy otrzymujemy niemal od samego startu, przez co osiągi elektryka zadziwią niejednego sceptyka. Równie dobrze wypada elastyczność, natomiast cisza podczas spokojnych przejazdów przez miasto jest nieosiągalna dla zdecydowanej części pojazdów konwencjonalnych.
Teraz w głowie powinna zapalić się pomarańczowa lampka podważająca słowo sport przypisany do aut bezemisyjnych. Słusznie. Rodzinny SUV lub klasyczny kompakt niewydający dźwięków, nie wpisują się w czar etyliny płynącej we krwi i zapachu opon zwijających asfalt. Są jednak wyjątki. Niektóre wyjątkowo spektakularne! Należy do nich pewien Amerykanin wywołujący niemałe zamieszanie w Europie.
Powstanie sportowego i elektrycznego Forda Mustanga Mach-E to efekt 6 dekad doświadczeń
Pierwsze wcielenie Mustanga debiutowało w latach 60. i było urealnieniem marzeń młodych Amerykanów. Lekki, przystępny cenowo i szybki samochód o wyrazistych kształtach. Sześć dekad później pojawia się na rynku model będący odważną wizją przyszłości. To nie prototyp, lecz gotowy do jazdy samochód o zaskakujących osiągach. Jego zasięg sprawia, że zapomnimy o modelach spalinowych.
Bazowa odmiana Forda Mustanga Mach-E ma 269 KM, a flagowa aż 487 KM i 860 Nm. Zadowoleni będą kierowcy ze sportową żyłką. Topowy wariant w standardzie dysponuje napędem na obie osie, a sprint do setki ze startu lotnego to zaledwie 3,7 sekundy. Mamy też do wyboru kilka trybów jazdy – jazdę w absolutnej ciszy lub przyjemną dla ucha, niezwykle efektowną zelektryzowaną interpretację dźwięku silnika V8. Symulacja rasowego bulgotu wpisuje się w charakterystykę sportowej konstrukcji. By benzynowy odpowiednik dotrzymał kroku Mustangowi Mach-E, musiałby być pod maską rzeczony V8 i przynajmniej 500-600 KM. Zużycie paliwa z łatwością przekroczyłoby 25 litrów, co oznacza pokonanie setki za około 200 zł.
Ford podaje średnie zapotrzebowanie na energię na poziomie 20 kWh w najmocniejszej specyfikacji. Jeśli korzystamy z publicznych ładowarek (2,39 zł za 1 kW), 100 kilometrów pochłonie niespełna 50 zł. Jeszcze lepiej przedstawia się sytuacja w domowym gniazdku. Niektórzy operatorzy wciąż oferują preferencyjną taryfę nocną, w ramach której za 1 kW zapłacimy od 35 do 75 groszy. Tym samym koszty spadną do 8-15 zł. Nie zapominajmy, że mamy do czynienia jednak ze sportową wersją. Słabsze wersje Mustanga wykazują się niższym zapotrzebowaniem na energię. Do tego warto dodać argument w postaci zasięgu. Według restrykcyjnych norm WLTP odmiana GT przejedzie blisko 500 km, a słabsze od 400 do nawet 600 km.
Kolejny aspekt to koszty bieżącej eksploatacji. Zakładamy, że nowy samochód użytkujemy w ramach 3-letniego leasingu i przejeżdżamy rocznie 15 tysięcy km. Alternatywą dla Mach-E będzie rodzinny SUV premium z wysokoprężnym, 2-litrowym silnikiem. Takie auto zużywa realnie w cyklu miejskim około 8 litrów, co przekłada się na kwotę rzędu 60 zł za 100 kilometrów. Przyjmując, że Mustang konsumuje 20 kWh i ładujemy go w domu w taryfie nocnej (75 groszy za 1 kW), ten sam dystans pochłonie 15 zł. W ujęciu rocznym elektryk przynosi 6 750 zł oszczędności, a przez 3 lata blisko 20 tysięcy zł i to przy wysokiej stawce za 1 kW wynikającej z regularnego użytkowania szybkich ładowarek na stacjach. Przy wykorzystaniu ładowania w biurze czy w domu, te oszczędności mogą być nawet dwukrotnie większe.
To tylko paliwo. Nie możemy zapominać, że serwis auta spalinowego obejmuje wymianę płynów eksploatacyjnych, kontroli układu hamulcowego (dwa razy częściej niż w elektryku), filtra DPF, rozrządu i turbosprężarki. Średni koszt rutynowego przeglądu z wymianą oleju silnikowego i filtrów to 1500-2000 zł. Gdy skończy się gwarancja, koszty rosną geometrycznie, bowiem podzespoły jednostki napędowej nie są wieczne. W autach klasy premium, wymiana filtra DPF może kosztować nawet 10 tysięcy zł, a turbiny połowę mniej. W elektryku nie mamy tych problemów. Kilkaset zł zaoszczędzimy również na OC i AC.
Przyjrzyjmy się jeszcze racie leasingowej. Mach-E w bazowej wersji (269 KM, RWD i 75 kWh), startuje od 3383 zł netto miesięcznie w leasingu korzystnych rat Ford Leasing Opcje. Odmiana AWD o mocy 351 KM i z akumulatorem o pojemności 98 kWh od 4410 zł netto.
Wcielamy się w przedsiębiorcę
Idźmy podobnym tokiem myślenia, ale tym razem wejdziemy w buty przedsiębiorcy dysponującego flotą samochodów dostawczych. Miesięczne podsumowania z kart paliwowych potrafią przyprawić o palpitacje serca. Średniej wielkości pojazd o masie DMC na poziomie 3,5 lub 4,25 tony ma pod maską diesla o mocy 100-200 koni mechanicznych i wykazuje się średnim zapotrzebowaniem na paliwo na poziomie 10-12 litrów. W trasie da się zejść do 8. Biorąc pod uwagę cenę oleju napędowego (7,5 zł za litr), 100 kilometrów wyprowadzi się z firmowej skarbonki od 60 do 90 zł. Jeśli skorzystamy z pełnej ładowności, wynik będzie znacznie wyższy. Gdzie szukać oszczędności?
Rozsądek podpowiada LPG (3,5 zł), ale ze świecą szukać 5,5-6-metrowych aut dostawczych zasilanych benzyną i zdolnych do konwersji na gaz. To wymierający gatunek. W transporcie drogowym rządzi olej napędowy. Choć sytuacja powoli zaczyna przybierać nieco inny kierunek. Niektórzy np. całkowicie rezygnują z konwencjonalnych paliw, a pozostali stopniowo wdrażają ekologiczne napędy. Tym bardziej, że wraz z presją wywieraną przez zmiany klimatyczne i dopasowujące się do ochrony naszej planety ustawodawstwo, w najbliższym czasie lawinowo wzrośnie liczba stref miejskiego ruchu, w której poruszać się będzie można tylko pojazdami elektrycznymi.
Dobry przykład stanowi Ford, którego ikona transportu drogowego – Transit, może pochwalić się niemal 70-letnią, nieprzerwaną historią. To obecnie jeden z najważniejszych i najmocniejszych graczy wymagającego segmentu. Możemy go dowolnie personalizować i stosować najbardziej wymyślne zabudowy. Jest dobrze znany z niezawodnego i wytrzymałego, wysokoprężnego źródła mocy, ale warto wiedzieć też, że właśnie na rynku pojawiła się bezemisyjna alternatywa, która już w momencie premiery zachwyciła swoimi parametrami. Podobnie jak w przypadku Mustanga, tak i tu mamy do czynienia z potężną mocą i wytrzymałością. Auto występuje w specyfikacji o mocy 184 KM lub 269 KM i 430 Nm. O ile w klasycznym wariancie moc trafia na tylne, przednie lub wszystkie koła, o tyle w zupełnie nowym, elektrycznym, a zarazem Ikonicznym Fordzie E-Transicie z przekonstruowanym tylnym zawieszeniem, mamy w standardzie RWD, wyraźnie lepsze osiągi i zasięg na poziomie 309 kilometrów (WLTP).
Możliwości transportowe są niemal tożsame z wysokoprężnym krewniakiem. Maksymalna ładowność wynosi 1758 kg, a kubatura przestrzeni ładunkowej sięga 15,1 metra sześciennego. Inaczej przedstawia się natomiast rachunek ekonomiczny. Zakładając, że średnie zużycie prądu wyniesie 25 kWh i korzystamy z publicznych ładowarek (2,39 za 1 kW), 100 kilometrów pokonamy za 60 zł. Wystarczy jednak wpiąć kabel do tradycyjnego gniazdka na parkingu pod budynkiem firmy, by obniżyć cenę za jednostkę energii z 2,39 zł do średnio 67 groszy w dzień i nawet do 35 groszy w preferencyjnej taryfie nocnej. Trudno uwierzyć, ale pokonamy setkę za około 10-20 zł. W tym miejscu musimy zaznaczyć, że są to jedynie orientacyjne wyliczenia, a wsłuchując się w wypowiedzi ekspertów, możemy jedynie spodziewać się wzrostów cen konwencjonalnych nośników energii w najbliższych miesiącach i rosnącej dysproporcji między ceną 1 kW energii i 1 litra paliwa.
Same koszty paliwa to nie wszystko, choć na każdych 100 kilometrach oszczędzamy około 50-70 zł względem odmiany z napędem konwencjonalnym. Z doświadczeń producenta wynika, że bieżące serwisowanie przyniesie też oszczędności na poziomie 40 procent. To zasługa prostszej i jednocześnie wydajniejszej maszynerii. Nie mamy zapychającego się w mieście filtra DPF i szeregu elementów windujących koszty w Excelu. Mnożąc te wartości razy liczbę aut w parku maszynowym, zyski sięgną kilkudziesięciu, a nawet kilkuset tysięcy zł w skali roku. Księgowość się ucieszy. Do tego dochodzi niezawodność i wysoka wytrzymałość. Warto nadmienić, że na komponenty wysokonapięciowe mamy gwarancję na 8 lat lub 160 tysięcy kilometrów.
Korzyści jest więcej
Czas to pieniądz. Wobec tego, nie możemy zapominać o dodatkowych profitach. Właściciele aut elektrycznych mogą bezkarnie korzystać z buspasów i stref płatnego parkowania. Oczywiście koszt parkowania w każdym mieście ustalany jest przez władze samorządowe i powiązany z wysokością minimalnego wynagrodzenia. Wysokość opłaty zależy też od miejsca, w którym parkujemy. Wjedźmy też do stref przewidzianych dla samochodów bezemisyjnych w centrach największych europejskich miast. Na bonifikatę możemy również liczyć od polskiego rządu. W ramach programu „Mój elektryk”, osoby fizyczne mogą liczyć na korzyść finansową w wysokości 27 tysięcy zł dla posiadaczy Karty Dużej Rodziny. Dla przedsiębiorców, zainteresowanych kupnem samochodu dostawczego dopłata wyniesie nawet 70 tysięcy zł.
Ostateczny wybór nie jest łatwy, bowiem samochód użytkujemy przez kilka lat. Warto, zatem wnikliwie przeanalizować własne potrzeby. Rachunek ekonomiczny jest jednak kluczowym czynnikiem, a troska o środowisko może finalnie przechylić szalę. Nie należy też zapominać o aspekcie wizerunkowym naszej firmy lub prowadzonej działalności gospodarczej. Samochód to też element naszej wizytówki a wybór elektryka będzie podkreśleniem statusu majątkowego, innowacyjności, nowoczesności i kreatywności.
Rozwiń